Dziś oddałem kartę egzaminacyjną z pierwszego semestru studiów doktoranckich. Karta podobna do tej z magisterskich, tyle że więcej rubryk. Dziwny to był semestr. Po dwóch latach przerwy w nauce i ogłupiania pracą w kapitalistycznym kieracie, mózg przypomina zardzewiały rower. Skrzypi, piszczy i ledwo jedzie. Na szczęście ten rower działa coraz sprawniej, w końcu dwa lata to nie dwadzieścia, a kapitalistyczny kierat to wbrew pozorom nie feudalizm. Trzeba jeszcze tu i ówdzie naoliwić i rozruszać, napompować opony mózgowe i można jechać w dalszą drogę.
piątek, 26 lutego 2010
Kiss me baby - jestem Metro ;->
Pamiętacie taką reklamę? No była taka, nie pamiętam co reklamowała, co świadczy dobrze o mnie, a źle o jej twórcach. Przynajmniej w tej niewielkiej potyczce z przemysłem reklamowym odniosłem drobne moralne zwycięstwo. Pamiętam tylko tyle że była całkiem niezła. W każdym razie spotkałem kiedyś modela który był jej bohaterem. Rozdawał "Metro" na przystanku tramwajowym we Wrocławiu. Bardzo sympatyczny gość, pogawędziliśmy chwilę i pozwolił sobie zrobić zdjęcie na swoim tle. Jakbym był dziewczyną to pewnie bym mu dał buziaka na pożegnanie, a tak to sami wiecie, jeszcze by się obraził ;->
czwartek, 25 lutego 2010
czwartek, 18 lutego 2010
środa, 17 lutego 2010
poniedziałek, 15 lutego 2010
wtorek, 9 lutego 2010
Uwaga miana organizacj ruchu, czyli najnowsze digifucki
Tak właśnie, macie rację, nie wydaje wam się. To są nowe digifucki. Żadne tam powyciągane z zakurzonych kątów. Zrobione w piątek, wywołane i zeskanowane wczoraj, a dziś wybrane i właśnie wrzucane na blog. Długo się zbierałem do nowej serii, coraz bardziej mnie kusiło i w końcu nie wytrzymałem. W każdym razie w aparacie kisi się kolejna rolka faków, a w planie jest co najmniej kilka następnych a więc: "staj tjuned, Ju łil bi faked hłe hłe hłe" ;->
Tym którzy nie pamiętają, pierwszy raz widzą, są dziećmi cyfry, czy z jakichś innych powodów nie wiedzą, opowiem/przypomnę o co chodzi. Otóż digifucki powstają analogowo. Obraz zarejestrowany na filmie nie jest modyfikowany cyfrowo*. Dotyczy to zresztą również innych zdjęć zamieszczanych tutaj**. Główne założenie digifucków to naświetlanie tej samej rolki filmu dwa lub więcej razy i wypieranie z pamięci jakie zdjęcia się zrobiło. Powstające obrazy są zatem w dużej mierze przypadkowe. Zazwyczaj jednak przy tworzeniu digifucków przyjmuję jakąś regułę, która przejawia się później jako cecha wspólna zdjęć z jednej serii. Tak właśnie powstają owe "szałowe" efekty i nie mają one nic wspólnego z jakąkolwiek obróbką po zrobieniu zdjęcia. Szczegóły techniczne niech zostaną moją małą słodką tajemnicą. Zresztą jak ktoś jest domyślny to bardzo możliwe że się domyśli jak jest ta tajemnica.
* Wiadomo oczywiście że aby wrzucić te zdjęcia na blog, muszę je najpierw zeskanować, po zeskanowaniu jest jeszcze delikatne kadrowanie i niewielkie korekty kolorów, więc jakby się ktoś uparł to może powiedzieć że to też jest jakaś obróbka. W każdym razie ograniczam tę obróbkę do niezbędnego minimum i jej zakres nie wykracza poza to co robi się w ciemni czy analogowym minilabie.
** Jak do tej pory zdjęcia które umieszczam na blogu są mojego autorstwa, są analogowe i nie są modyfikowane cyfrowo. Jedynym wyjątkiem są cyfrowe zdjęcia będące relacją z wernisażu wystawy "Osobistego Zdarzeń", których autorem nie jestem.
poniedziałek, 8 lutego 2010
Podróże małe, ale jednak duże
Oczywiście wszyscy ci którzy czytając mój poprzedni post, pomyśleli o jakichkolwiek jądrach innych niż atomowe, powinni się teraz spalić ze wstydu. Tak, uczę się o zderzaniu ciężkich jąder atomowych i już mnie głowa od tego boli. Właśnie to miałem na myśli. Nie zadaję sobie bólu, jak niektórzy "zboczeńcy" dla przyjemności, ani też jak niektóre "autorytety moralne" w ramach pokuty. W zasadzie to wcale nie zadaję sobie bólu i tylko te jądra przyprawiają mnie o ból głowy. Niestety nic już na to nie poradzę, takie już one są.
Jeśli chodzi o zdjęcie, to tak, jest właśnie z tego kraju z którego się domyślacie.
poniedziałek, 1 lutego 2010
Pierzaste rytmy z lamusa
I wydłubałem z lamusa jeszcze coś takiego. Ba to coś jest nawet z tej samej rolki co "tani horror". Pewnie będą się teraz pojawiać trochę częściej takie starocie. Wszystko to dlatego że robię porządki w archiwum i skanuję stare filmy, które do tej pory jeszcze nie zdążyły dostąpić tego zaszczytu. Poza tym męczę te jądra i już mnie od tego głowa boli, a na dodatek co chwilę się rozpraszam ;-> Cóż takie życie, mawiają niektórzy i czasem obawiam się nawet, że nie są do końca w błędzie. No cóż, takie życie...