I na co mi przyszło? Wykonałem ruch pod prąd. Z pewnością nie pierwszy, ani nie ostatni, ani nawet najbardziej spektakularny. To był po prostu zupełnie zwyczajny ruch pod prąd. Na ogół ruch odbywa się od małego miasteczka lub wsi, w stronę tego dużego. Często nawet do samej stolicy. W stolicy takich ludzi nazywa się "słoikami". Część słoików po roku mieszkania w stolicy uważa się za Warszawiaków i patrzy z wyższością na tych, którzy dopiero przyjechali. To zapewnia ciągłość procesu.
No ale nie o tym miała być mowa. Zresztą sam nie jestem z Wawki, choć sporo czasu tam spędziłem i nadal spędzam. Zdradzę Wam pewną ciekawostkę. Otóż pojęcie "słoik" znane było w moim rodzinnym Wrocławiu na długo przed stołeczną falą fascynacji tym określeniem. Tyle, że w mym poniemieckim mieście wszyscy się chwilę z tego pośmiali i zapomnieli. Naprawdę śmiałem się dopiero wtedy, kiedy jakieś cztery lata później usłyszałem to w warszawie jako nowość i absolutny hit.
Powinienem teraz złośliwie nadmienić, że jest to świetny dowód na to, że każda moda zaczyna się w stolicy, ale wówczas czytelnik mógłby mnie posądzić o "kompleks wieśniaka".
Ostatnimi czasy krążyłem między Wrocławiem a Warszawą, ale przyszedł czas zmian. Moja Baba pojechała "za chlebem"*, a ja pojechałem za nią. W stolicy nie było dla niej satysfakcjonującej pracy, ale w małym miasteczku się znalazła. W ten sposób naturalny porządek rzeczy został postawiony na głowie, a ja zostałem "odwróconym słoikiem" w Przasnyszu.
*Moja historyca nienawidziła tego określenia, a ja nie przepadałem za historią, więc go używam ;->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz