Rok 2006, wieczór, Londyn, City. Szliśmy sobie po londyńskim City, robiliśmy zdjęcia, oglądaliśmy, rozmawialiśmy, popijaliśmy piwko i nagle znaleźliśmy tego jegomościa. Nie, nie był pijany, po prostu sobie zasłabł, zemdlał zaraz po wyjściu z pracy. Być może tym razem system wycisnął z niego odrobinę za dużo. Jegomość koło trzydziestki, pewnie był u progu kariery. Kariery jakich miliony.
Zatrzymaliśmy się, aby sprawdzić co się z nim dzieje. Zawołaliśmy ochroniarza, który z największym spokojem zapytał tylko czy żyje, zupełnie tak jakby gdzieś w środku pragnął żeby nie, bo może wtedy byłoby odrobinę ciekawiej. W każdym razie zadzwonił po pogotowie. Poszliśmy dalej, zwiedzać, robić zdjęcia, rozmawiać i popijać piwko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz