Wypadałoby się w końcu zacząć uczyć mowy wroga ;-> Poszedłem na test kwalifikacyjny. Niby był ten niemiecki w podstawówce i w ogólniaczku, ale ile się można nauczyć w 30 osobowej klasie będącej efektem wyżu demograficznego?
W podstawówce uczyliśmy się rosyjskiego przez jakieś dwa tygodnie. Pałaliśmy szczerą nienawiścią do tego języka. Wiadomo, język okupanta, komuna to zło, obciach, tandeta, szarzyzna, niewola, kolejki i tak dalej. USA najlepsze, więc fajnie by się było uczyć angielskiego. Jakoś chwilę wcześniej PRL spadła z rowerka, więc po dwóch tygodniach rosyjskiego z tak zwaną Wańką. Przyszła kolej na niemiecki z inną nauczycielką. No cóż, może to nie angielski, ale zawsze lepiej, niż ruski.
Nowa nauczycielka była fajniejsza, niż nieco zmurszała już Wańka. Niestety niemiecki i dla niej był nowością. Wcześniej uczyła rosyjskiego, a teraz była w niemieckim jakieś trzy lekcje przed nami. Raczej wiele się nie nauczyłem. Wymowa kanciasta, komunistyczne podręczniki, nic nie zachęcało.
W ogólniaczku "Niemka" była o wiele fajniejsza i faktycznie znała przedmiot, którego nauczała. No ale trzydziestoparoosobowa klasa, toporne podręczniki i kanciastość języka zrobiły swoje.
Historia lubi się czasami zaśmiać. Wylądowałem więc na robotach w "kraju wroga" i powinienem uczyć się jego języka. Jakby mi ktoś w ogólniaczku powiedział, że za ileś tam lat tutaj będę, to faktycznie śmiechnąłbym ostro. Kursy za darmo, ale trzeba było pójść na test kwalifikacyjny. Poszedłem więc...
I okazało się,że coś tam pamiętam. Jak na siedem lat nauki to może niezbyt imponujący wynik, ale jeśli wezmę pod uwagę swój brak zdolności językowych, trzydziestoosobowe klasy i czas, który upłynął od ostatniej lekcji, uznaję A2.1(2) za rezultat powyżej oczekiwań. Tym razem mam motywację, limit w grupie to dwadzieścia osób, a podręczniki pewnie też fajniejsze, no i mieszkam w bezczasowym, bezmiejscowym, bezkulturowym, amerykańskawym, bąblu na terenie Rzeszy. Trzymajcie kciuki, jutro pierwsze zajęcia ;->
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz