No i miałem kiedyś przelotny romans ze średnim formatem. Zrobiłem parę rolek pożyczonym średnioformatowym Lubitelem. Trochę się zraziłem. To znaczy niby fajnie i w ogóle super i na dodatek ekstra, że tego no, kwadratowe kadry, no i ta no, fajna głębia ostrości i tak dalej. Jednym słowem świetnie.
Jednak chyba nie do końca, bo ów Lubitel chyba nie do końca mnie lubił. Za to lubił mnie zwodzić i ustawiać ostrość w zupełnie innych miejscach niż bym sobie tego życzył. Zanim wykryłem przyczynę, było już za późno, kości zostały rzucone, mleko wylane, zdjęcia zostały zrobione, klamka zapadła. Ów aparat ma dwa obiektywy: jeden do ustawiania ostrości i drugi do robienia zdjęć. Są one ze sobą sprzężone, z typową dla radzieckich produktów gracją, za pomocą super wytrzymałych i wysoce stabilnych plastikowych zębatek. Zęby w owych zębatkach lubiły sobie przeskakiwać, więc aparat pokazywał, że ostre, tam gdzie nie było ostre i na odwrót.
Teraz mam plan. Po półtorarocznej przerwie, spróbuję znowu. Mam w głowie projekt, do którego średni format nada się idealnie. W tej chwili nie stać mnie na jakieś porządne pudło, więc postanowiłem kupić Lubitela. Co prawda mam pewne obawy, ale jestem skłonny zaryzykować te kilkadziesiąt złotych, aby sprawdzić czy mój - tym razem już własny - Lubitel mnie polubi.
4 komentarze:
Cię (po)lubi.tel!
No ja myślę.
a madzi widać gacie
a tam widac od razu...
Prześlij komentarz