nie dla acta

Fotografia, konceptualna, konceptualizm, sprzedaż odbitek, sprzedaż fotografii, fotografia artystyczna,fotografia artystyczna sprzedaż, eksperymentalna, eksperyment, abstrakcja, abstrakcyjna, uliczna, street, photo ,foto , streetphoto, streetfoto, portret, digifuck, horyzont zdarzeń, śmakro, bragg, friktekno, freetekno, tekno, odbitki, zdjęcia, sprzedaż, sztuka, fotografia, dzik, koń, dzikoń, cross, sprzedaż zdjęć i odbitek

sobota, 11 kwietnia 2015

Szesnaście stopni w pupie

Szesnaście stopni

Tak, było to jakiś czas temu. Miałem napisać ten post 24 marca, ale jakoś się nie złożyło. Chyba za bardzo byłem oszołomiony pogodą. Miałem ochotę ryczeć z fajności. Co roku z niecierpliwością czekam na dzień, w którym będę mógł po raz pierwszy wyjść na rower w samej bluzie. To znaczy w spodniach i całej reszcie też, ale bez kurtki i rękawiczek. Ten dzień nadszedł właśnie 24 marca. Później było brzydko, więc jakoś głupio mi było pisać o tym jak jest ciepło.

Wcześniej przez dłuższy czas siedziałem w Przasnyszu lub Warszawie i pogoda była taka sobie. Przyjazd do Wrocławia zbiegł się z rowerem i pogodą, więc efekt był potrójny. W zasadzie zaliczyłem wtedy większość ulubionych rowerowych zajęć. Najpierw udało się przypadkowe spotykanie ludzi, których znam. Wrocław jest mniejszy niż Stolica, więc prawdopodobieństwo spotkania kogoś znajomego jest większe. Spotkałem więc, byłą kwaziteściową, z którą ucięliśmy sobie miłą pogawędkę, oraz jakichś dalszych znajomych z którymi, poza powiedzeniem sobie "cześć", chyba jakoś nie miałem o czym gawędzić. Później przyszła pora na zaczepianie nieznajomych i wdawanie się z nimi w pogawędki, więc zagadnąłem jakiegoś gościa z dziwnie wyglądającym aparatem fotograficznym. Porozmawialiśmy trochę o fotografii i zróbtosamizmie. Okazało się, że on również jest wyznawcą tej doktryny. Chciałem żeby było jeszcze fajniej, a do szczęścia brakowało jeszcze spotkania z jakimiś bliższymi znajomymi. Złapałem za telefon i wyciągnąłem ich na rower i było naprawdę uroczo. Zaliczyłem trzy punkty spośród ulubionych rozrywek, a w głowie kłębiły się przemyślenia dotyczące pewnych różnic między Wrocławiem, Warszawą i Przasnyszem.

Lubię moje miasto za to, że ludzie na ogół nie myślą, że zaraz zapytam ich o drobne, tylko dlatego, że mam kolce i dredy.

W PUPie

Byłem dziś i wczoraj w PUPie, czyli Powiatowym Urzędzie Pracy. Co prawda powinienem napisać, że wczoraj i przedwczoraj bo już jest po północy, ale skoro zacząłem pisać przed północą, to czuję się usprawiedliwiony. Prawa do zasiłku i tak nie mam, ale zależało mi na ubezpieczeniu zdrowotnym. Zarejestrowałem się na 12:10, przyszedłem o 12:04 i wyciągnąłem numerek kolejkowy 36. Na tablicy świetlnej był dopiero 20, więc pomyślałem, że mam dwie godziny z głowy. Siadłem spokojnie i zacząłem czytać książkę. W tym czasie obserwowałem i przysłuchiwałem się narzekaniom i fanaberiom ludzi, którzy byli oburzeni całą sytuacją. Obserwowałem i uśmiechałem się do siebie, bo nie należę do klientów awanturujących się. Miałem wrażenie, że bardziej kłótliwe były babki, a szczególnie te które przyszły z mężami/konkubentami i skutecznie podpuszczały do kłótni swoich partnerów. Uśmiechałem się do siebie dalej i pomyślałem sobie że kto jak kto, ale bezrobotni powinni mieć trochę więcej czasu niż ludzie pracy, więc nawet te dwie godziny czekania nie powinny być dla nich jakimś wielkim dramatem.

Numerek zmienił się z 20 na 21, a później na 1, dość logiczne, następny powinien być chyba 12 jeśli dobrze rozumiem. W tym momencie wstałem i podszedłem do miło wyglądającej praktykantki, żeby zapytać czy się system zawiesił czy może to co innego. Odpowiedziała,że niektórzy się spóźniają i są takie różne wariactwa. Gdy zadawałem to pytanie, numerek zmienił się na 22, no tak logiczne. Zrobił to bezczelnie i za moimi plecami,więc wyszedłem na głupka. Nie chcąc wyjść na głupka spytałem, czy robią to specjalnie żebym wyszedł na głupka.

Chwilę później owa praktykantka przysiadła się do mnie, przyniosła jakieś papierzyska i pomogła mi je wypełnić. Pewnie pomyślała, że lepiej siedzieć koło głupka niż wysłuchiwać wiecznych pretensji. A zresztą, w końcu jakiś tam urok osobisty mam a czasem nawet umiem się zawadiacko uśmiechnąć. Po wypełnieniu papierów siedziałem przez chwilę sam, po czym zostałem poproszony przez inna miła panią do jej biurka, przy którym dokończyliśmy rytuał. na tablicy był wtedy chyba numer 23, a ja trzymałem 36. Było miło i szybko, poziom dobrego nastoju został podniesiony w urzędzie, kraju i na świecie. Widocznie poza dobrym humorem są jeszcze jakieś bardziej mierzalne korzyści z bycia nieawanturującym się, nieco zagubionym klientem.

Dziś jeszcze druga formalność, czyli szukanie pracy, dla bezrobotnego doktora fizyki. Pani, która mogła by mieć na imię Grażyna, uśmiechała się tylko bezsilnie wiedząc jak nierealne jest to zadanie, w przypadku wykonywania go przez urząd pracy. Trochę zdziwiły ją te kolce i dredy, ale na koniec sama stwierdziła, że chyba jest stara i się nie zna. Pewnie dlatego, że jej młodsza 20 lat koleżanka stwierdziła, że w zasadzie nie ma w tym nic dziwnego. Pośmialiśmy się chwilę i to był koniec mojej wizyty.

Swoją wizytę w PUPie wspominam miło, ale trochę się cieszę, że następne spotkanie dopiero za trzy miesiące.

W PUPie

1 komentarz:

Maca pisze...

Trzymam kciuki za Twoje przyszłe sukcesy w znajdowaniu pracy!