Są jeszcze takie miejsca we Wrocławiu, gdzie czas płynie bocznym torem i gdzie nie płaci się za markę...
.:: CZY TO DZIK? CZY TO KOŃ? NIE !!! TO DZIKOŃ !!! ::.
Czy znacie to uczucie? Stoicie sobie jakby nigdy nic. Normalnie dzień jak co dzień. Po prostu stoicie na przystanku i czekacie na autobus. Dookoła tłum ludzi, wszyscy się tłoczą i rozmawiają. W pewnym momencie wszystkie te rozmowy stają się bełkotem, a chwilę później szumem. W ogóle całość zaczyna tak jakoś w "zjeżdżać" i dzieje się z nią coś dziwnego.
I widać, że jest taka jakby dziurawa, niepełna, można by nawet rzec, że dość tandetna. Ciekawe że zazwyczaj właśnie wtedy przyjeżdża autobus na który czekacie...
Mam nadzieję, że nie zamęczyły Was jeszcze brytyjskie tematy. Okazuje się, że Rzeczywisność można znaleźć wszędzie. Ona jest po prostu tuż obok, pół kroku za. Najłatwiej ją zauważyć jeśli ma się nudną pracę polegającą głównie na gapieniu się, wpatrywaniu i wypatrywaniu. Wtedy wystarczy tylko odpowiednio długo obserwować i sama się odsłoni.
Dziś zaprezentuję Wam jeden z moich ulubionych digifucków. Jest z pierwszej digifuckowej rolki jaką zrobiłem, a powstał w Londynie w 2006 roku. Ostatnio tematy brytyjskie strasznie często kręcą się po tym blogu. Pewnie dlatego, że mam sentyment do tamtego okresu i trochę częściej przeczesuję te obszary archiwum. Poza tym jak powszechnie wiadomo, digifucki narodziły się w właśnie w owym mieście. Na dodatek już dawno chciałem go zaprezentować tylko jakoś zawsze się chował i uciekał. Teraz go mam, złapałem więc pokazuję.
Ostatnio strasznie mi chodzą po głowie te Braggi. Szukam innych zdjęć, a co chwilę wyławiam ze swoich przepastnych archiwów jakiegoś apetycznego Bragga. Ten jest z Londynu w 2004 roku. Niby już tę serię zakończyłem, ale kto wie co się stanie jak się tak napatrzę. Może się zdarzyć tak, że zmartwychwstaną. Nie wiadomo. Ostatnio czuję, że kończę zataczać pewne koło, a raczej okrążenie trójwymiarowej spirali (linii śrubowej). Niby dochodzę do tego samego miejsca, ale jest ono dalej, znaczy się później niż poprzednio.
No w końcu ostatnia przed wystawą seria digifucków. Tym razem bez dodatkowych udziwnień. Postawiłem na wysokie kontrasty, co zaowocowało przepięknymi miejskimi wycinankami. Mam nadzieję, że większość z Was przeżyła czarny poniedziałek (mnie udało się z trudem) i może nacieszyć oko oraz ukoić skołatane nerwy.
"Rzeczywisność", bardzo długo szukałem tej nazwy. Co jakiś czas pytałem swojej głowy, czy już wymyśliła. Głowa ciągle odpowiadała, że nie. I w końcu stało się, wymyśliła. Chodzi o to, że mam sporo ciekawych zdjęć, głównie starszych, które nie pasują do żadnego z moich projektów. To nie są ani Śmakra, ani Braggi nie digifucki i też nie Horyzonty. Głównie chodzi o sposób ich wykonania. Czasem są to formy przejściowe, lub protoplaści projektów. Jednak jest coś co je łączy, tym czymś jest ich warstwa wizualna. To właśnie w tej warstwie można odnaleźć tyle podobieństwa ile potrzeba, aby móc zebrać je pod jedną flagą i w ten sposób zaprezentować. Zatem miłego oglądania...
PS: Temat muśnięty w poprzednim poście i liźnięty w komentarzach do niego, z pewnością powróci, mam nadzieję że już wkrótce.
Pamiętacie jak byliście dziećmi? Tak? A co pamiętacie? Na pewno dużo rzeczy. Część z Was pewnie też pamięta co lubią robić przedmioty, kiedy na nie nie patrzymy, kiedy nie ma nas w pokoju, albo kiedy jest zgaszone światło. Gdy człowiek dorasta, przyzwyczaja się i w końcu przestaje zauważać. One jednak nie przestają tego robić. Może czasami coś wam się uda kątem oka spostrzec. Czasami, ale to bardzo bardzo rzadko, jeśli jest się odpowiednio szybkim, udaje się zrobić zdjęcie...
Co prawda ałta tu nie ma, ale są dwie pozostałe rzeczy plus ja. W każdym razie tak zaŚmakrowany byłem prawie dokładnie trzy lata i trzy tygodnie temu. Nie robiłem wtedy crossów, nie było digifucków ani tym bardziej Horyzontu Zdarzeń. Nie było tego, ale nie było mi smutno, miałem swoje Śmakra i z nimi sobie rozmawiałem.
No, w końcu. Trochę to trwało, ale warto było. Dziewczyny wyglądają wystrzałowo, nareszcie. Tak to prawda, że trochę popłynęły, ale co tam, przynajmniej z fantazją. Tylko zaraz ... Co się dzieje z tym tłumem adoratorów?! Pierwszy już wyrzucił kwiaty i poszedł, drugi schował do kieszeni kluczyki którymi wymachiwał, paru niecierpliwie przestępuje z nogi na nogę. Czy i z nimi będzie podobnie? Oj chyba dziewczyny będą musiały jeszcze raz poważnie przemyśleć decyzję dotyczącą wyboru lokalu na nocne szaleństwa...
PS: Zarówno fotograf jak i modelki, bawili się świetnie podczas tej sesji. Było rodzinnie i wesoło. Po prostu cudnie ;->
Alkohol płynie, a dziewczyny nabierają kolorów. Że czasem coś krzywo?! A co tam... Wrażenie się liczy. Oczami wyobraźni już widzą ten tłum adoratorów, ustawiających się w kolejkę, przepychających się i spławianych raz za razem. Od ideału dzieli je zaledwie kilka pociągnięć, lepiej więc nadal trzymajcie kciuki, oby im się udało.
To pierwsza część trzyczęściowej miniopowieści, o tym jak Dziewczyny szykowały się do pójścia w "miacho". Zdjęcie z tej serii już kiedyś się pojawiło na tym blogu, teraz będzie cała seria. No cóż dziewczyny jak dziewczyny. Pewnie miliony takich. Ale my trzymajmy kciuki akurat za te. Oby im się udało...
Coś ostatnio tematy brytyjskie pojawiają się dość często. Nie wiem, być może to nostalgia czy coś w tym rodzaju. W każdym razie wiem, że na tym powstałym w 2004 roku zdjęciu brakuje: policjanta, budki telefonicznej, stacji metra, "Tower Bridge", "London Eye", korków, autobusów i wielu innych rzeczy, a mimo tego jest piękne ;->